Ostatnio w Internecie moją uwagę przykuło kilka komentarzy. A mianowicie pod postem jednego z biura, które to reklamuje się pod hasłem ” z nami zobaczysz jeszcze autentyczną Kubę” pojawiły się hasła “Kuba już dawno nie jest autentyczna” i tego typu podobne.
Nie wiem jak was, ale mnie czytając coś takiego trafia lekki szlag… Tak samo gdy słyszę ludzi, którzy mówią, że chcą pojechać na Kubę zanim ta się zmieni. Stąd zaczęłam się zastanawiać…dlaczego tak właściwie nie chcemy żeby Kuba się zmieniła?
Po pierwsze dziwi mnie takie podejście nas, Polaków. W końcu z Kubańczykami mamy trochę wspólnego. Po latach komuny udało nam się zmienić ustrój. Pod pierwszym McDonaldem ustawiały się długie kolejki, bo w końcu i my mogliśmy spróbować tego słynnego hamburgera znanego nam wcześniej tylko ze szklanego ekranu. Czy przestaliśmy przez to jeść kotleta w niedzielne południa? Czy upadły polskie pierogarnie? Nie, ale w końcu mieliśmy wybór i wolność. Czy Kubańczycy przestaną jeść ryż i fasolę? Czy upadną kubańskie paladary? Nie sądzę. Bo czy jadąc na Kubę będziemy chcieli jeść fast foody? No nie. Dlaczego więc chcemy odebrać prawa do wyboru innym?
Niektórzy z was powiedzą, że jeśli Kuba zmieni się za bardzo pojawią się różnice społeczne. One już istnieją moi drodzy. Niestety. A my w tym pomagamy. Bo Kubańczyk, który jeździ taksówką, wynajmuje kwatery turystom lub zarobił kasę w Stanach i zainwestował w bar czy restaurację już żyje na zupełnym poziomie co Kubańczyk z wioski, do której turysta nie trafi nawet gdyby bardzo chciał. Te różnice tylko się pogłębią, a może i zmuszą tych, którzy teraz żyją z niczego, żeby zacząć w końcu pracować.
Nie sądzę też, żeby światowe korporacje były jakoś bardzo zainteresowane Kubą. Dlaczego? Bo nie istnieje rozbudowana infrastruktura, a i kultura pracy różni się od tej, do której jesteśmy przyzwyczajeni.
Mnie bardziej zastanawia i martwi czemu tak podniecamy się tymi starymi samochodami, które, ok mają swój czar ale wiecznie jeździć nie będą. Taki już los przedmiotów. Dlaczego robimy zdjęcia starszej Pani w Baracoa piorącej w rzece i wrzucamy na insta piejąc, że oto znaleźliśmy prawdziwe lokalne życie, podczas gdy w domu mamy dostęp do wszystkiego co nowoczesne. Moja teściowa ma półautomatyczną pralkę od 3 lat. Wcześniej zdarła sobie ręce piorąc ręcznie dla całej rodziny i kiedy pokazuje jej takie właśnie komentarze chce jej się płakać. Po prostu. Dla niej niewytłumaczalne jest, że my, turyści wydajemy na wakacje na Kubie niemałą sumkę, przyjeżdżamy na 2-3 tygodnie (najczęściej raz w życiu) i jeszcze mamy czelność odmawiać biednym Kubańczykom trochę normalności.
Pani piorąca w rzece zrobi furorę na Instagramie, stare samochody na karaibskiej plaży również. Jasne. Ale podczas gdy my będziemy siedzieć w samolocie do rzeczywistości, Kubańczycy zostaną z tymi swoimi problemami sami.
Czy Kubańczycy mający w końcu dostęp do Internetu są mniej kubańscy? Czy bieżąca woda zabije w nich radość życia? Czy pełne sklepy sprawią, że przestaną tańczyć salsę?Czy Kuba już nie będzie Kubą? Cytując moją koleżankę Anię “Czy Polska tylko za PRL-u była autentyczna ale teraz już nie jest? Jesteśmy mniej polscy bo skończyła się komuna?”. No właśnie.
Sama myślę, że Kuba nie jest do końca przygotowana na zmiany. Ale na nie zasługuje. Czy zrobi mi się przykro kiedy zobaczę pierwsze KFC przy Prado? Pewnie trochę tak, ale zanim tak się stanie to jeszcze bardzo długo potrwa. Nic nie zanosi się na to żeby Stany miały cofnąć embargo. Zdążycie jeszcze pojeździć cadillacami po Hawanie.
Kuba zawsze będzie Kubą, tylko aby ją dostrzec i docenić warto wyściubić czasami nos z klimatyzowanego autobusu Transturu czy Transgavioty i nie wierzyć we wszystko co mówią wam opłacani przez rząd oficjalni przewodnicy.
My z Fidelem na zmiany będziemy cierpliwie czekać. Bo lokalne, biedne życie chociaż ma swój urok na zdjęciach, jest cholerne męczące.
I znowu wtrącę swoje trzy grosze, może zainspiruję do kolejnego wpisu 😉 Warto pamiętać, że Kuba to nie Europa Wschodnia, a USA są żywo zainteresowane odzyskaniem swojego dawnego mienia i wpływów na wyspie. O czym nie tak dawno z resztą wspomniała administracja Trumpa. Co stanie się z mieszkańcami domów w Vieja, Centro czy Vedado, jak wrócą starzy właściciele? Myślę, że polska afera reprywatyzacyjna to będzie przy tym pryszcz.
Mówisz, że przez Mc nie przestaliśmy jeść kotletów. To prawda, ale jednak wraz z wejściem Mc zniknęły setki lokalnych knajp. Dopiero w ostatnich latach wraca moda na prawdziwą żywność i lokalne restauracyjki. Lata 90 były zachłyśnięciem się wszystkim co z “zachodu”
O bezpieczeństwie na Kubie też można mówić dużo, dlaczego akurat na Kubie jest tak bezpiecznie? Przyjdą zmiany, przyjdzie mafia, przyjdą narkotyki, dopalacze, stręczycielstwo, a pewnie i kibolstwo jak w innych krajach regionu.
Dziś jest tak, przykład z weekendu, święto ulicy Galiano w Hawanie, tysiące Kubańczyków, żadnych bramek, sprawdzania co wnosisz, specjalnych stref do spożywania alkoholu, kilku policjantów na krzyż się głównie nudziło. A u nas? Nie ma imprezy bez mordobicia.
Ale zgadzam się z tobą w wielu aspektach, zwłaszcza, że Kubańczyk z bieżącą wodą nie jest miej kubański od tego piorącego w rzece. I bardzo popieram zmiany, dzięki którym coraz więcej mieszkańców będzie mieć automatyczne pralki, internet w domach itd. Niestety wielu Kubańczyków mieszka w warunkach delikatnie mówiąc opłakanych. Zwłaszcza w Hawanie. A stare samochody ładnie wyglądają na zdjęciach i podczas przejażdżki przez Malecon. To czego właśnie najbardziej współczuję Kubańczykom, to tej codziennej mordęgi. Rzeczy dla nas oczywistych. Typu cieknący kran, kupuję uszczelkę, wymieniam. Na Kubie to wciąż misja specjalna.
Wzór polskich przemian jest tutaj jednak kiepski. Niejednokrotnie słyszałem od Kubańczyków, że chcą zmian, bluzgających na rząd, ale podkreślających jednocześnie, że wcale nie chcą kapitalizmu. Chcą własnej drogi. Że zacytuję mojego przyjaciela – Po prostu nie chcemy odbijać się od ściany, którą stawia przed nami rząd, kiedy chcemy się trochę wzbogacić.
Spędziłem na Kubie blisko 3 miesiące w ciągu ostatnich dwóch lat, wciąż wielu rzeczy nie rozumiem, dlatego nie chce się wypowiadać autorytarnie, bo na pewno znasz codzienne życie lepiej. Na pytanie, czy mógłbym tu żyć wciąż odpowiem – nie wiem.
Ale też widzę ogromne zmiany, nie tylko w Hawanie, ale i w innych większych, mniejszych miastach. Skok jest ogromny. Oczywiście rozwarstwienie też postępuje, ale daleko mu do np. brazylijskiego. Muszę stwierdzić, że dużo rzadziej niż 2 lata temu słychać na ulicach “1 CUC”.
I szczerze mówiąc wkurza mnie myślenie w stylu – przyjdzie demokracja i wolny rynek, to będzie na Kubie dobrze.Tak, jakby za wszystko był winny system. Kiedy w Indiach szwaczki szyją po 16 godzin na dobę ciuchy dla znanych marek, za 20 dolarów miesięcznie to mówimy, że to wyzysk, ale jakoś nikt nie twierdzi, że to przez system, i że trzeba go zmienić. Ale jeśli tylko zobaczymy żebraka w Hawanie, mówimy, że to wina rządu. Dlaczego?
Tak czy inaczej cenię twoje opinie jako od człowieka z wewnątrz. I czekam na dalsze artykuły. Bardzo jestem ciekawy w jakim kierunku pójdzie Kuba.
Pozdrawiam.
LikeLike