Dzisiaj trochę o zwiedzaniu i o tym, jak się nie przyjechać z Kuby zawiedzionym. Wiem, że w moich tekstach nie zawsze pokazuję Kubę kolorową i roztańczoną, ale po mieszkaniu tam po prostu zmieniła mi perspektywa.
Wiem też, że wiele osób przyjeżdża z Kuby rozczarowanych bo cytuję “Kuba to bród, smród i bieda” co jest mega niesprawiedliwe. No więc jak się na Kubę przygotować?
Przede wszystkim zawsze radzę by już w samolocie zapomnieć o tym co już znamy i zostawić standardy w stylu – byłem na Dominikanie to wiem czego się spodziewać – daleko za sobą. Jedziecie do karaibskiego kraju z bogatą przeszłością i teraźniejszością. Bo Komunistyczny rząd nadal ma się w najlepsze.
Na Kubie już nie jeżdżą same oldtimery
Niestety albo stety bo przecież żaden pojazd nie jest niezniszczalny. Na Kubie coraz więcej zobaczycie nowoczesnych aut sprowadzanych głównie z Chin. Są nawet miejsca, gdzie jest ich więcej niż starych almendronów. Cały czas zobaczycie jeszcze sporo maluchów, lad i moskvichów, które z racji wieku mają szansę ostać się na kubańskich ulicach trochę dłużej.
Nie zaoszczędzimy posiadając lokalną walutę
To znaczy nie tyle ile nam się wydaje. Oczywiście warto ją mieć. Za niektóre rzeczy zapłacimy tylko lokalnym peso (na przykład w knajpie, w której wisi napis, że tylko jedna waluta jest akceptowana). Gdzieś na ulicy kupimy loda za CUP czy pizzę za 10 CUP, ale w większości miejsc obowiązuje przelicznik 1CUC = 23-25 CUP. Czyli nawet kupując coś co ma cenę w CUP możemy zapłacić CUC i po prostu dostaniemy resztę w drugiej walucie. Nie zmieni to jednak ceny samej usługi. Wiele osób myśli, że Kubańczycy mają taniej płacąc w peso. Ale tak nie jest. Jedynymi rzeczami, które są tanie (a do których i tak nie mamy dostępu) to żywność na kartki, ceny za prąd czy wodę czy lekarstwa. Często sami Kubańczycy nie mają przy sobie peso nacional bo po prostu poza pocztą czy bodegą (sklep z żywnością na kartki) nie opłaca się go nosić.
Nie cała Kuba wygląda jak z turystycznych folderów
Tak jak nie cała Polska jest piękna i malownicza. Dużo budynków się sypie, a niektórym lokalnym miasteczkom daleko do pocztówkowego czaru. To samo miejsce sfotografowane kilka miesięcy później może wyglądać zupełnie inaczej. Jakie było moje zdziwienie, że bajeczne Cayo Jutias straciło w ostatnim huraganie wszystkie piękne palmy, a skrawek plaży który pozostał wygląda raczej mało atrakcyjnie. Rum i ciepła woda mi to wynagrodziły 🙂 ale ktoś, kto oczekiwał karaibskiej plaży jak z fototapety musiał się trochę rozczarować.
Kubańczycy nie będą was zapraszać do domów
Tak jak wy nie zaprosilibyście przechadzającego się ulicą turysty. Po prostu. Oczywiście jeśli zawiążecie z nimi przyjaźnie to już inna sprawa. Wiele osób czuje się rozczarowanych, że nie wszędzie gra muzyka i że Kubańczycy nie bawią się tak się tego spodziewali. Na zabawę zawsze jest czas i przekonacie się o tym w każdy weekend, ale Kubańczycy również uwaga – pracują ;). Rzadkością jest aby nieznajomy (nawet Kubańczyk!) został zaproszony na jakąś domówkę bo akurat przechodzi ulicą.
Nie zawsze wszystko będzie działać
Po prostu. I to nie jest wina mieszkańców. Będą noce kiedy nie będzie prądu albo ciepłej wody. Albo kiedy coś się zepsuje i nie wyciągniecie kasy z bankomatu. Albo kiedy nie kupicie nigdzie wody butelkowanej. Albo tak jak teraz (wrzesień 2019) na Kubie zastaniecie kryzys paliwowy i kilometrowe kolejki na stacjach benzynowych. A na plażach będą komary i inne robactwo. Ale przecież jedziemy na Karaiby, a nie do Szwajcarii 😉
Będziecie traktowani inaczej
Turysta to turysta. A na Kubie to słowo nabiera nowego znaczenia. Ja turystką na Kubie jestem do tej pory. Nieważne że mam za sobą dziesiątki wizyt, że nie pamiętam kiedy ostatni raz spałam w Casa Particular, że jestem częścią rodziny. Nie urodziłam się na Kubie więc nie jestem taka jak oni. I nie ma się o co obrażać. Nie ma co wpadać wpadać w pompatyczne “o mnie to mówią, że jestem białą Kubanką/Kubańczykiem” itp. Obywatelstwa nie zmienimy, a na Kubie zawsze będziemy się wyróżniać. Kolorem skóry, ubiorem, sposobem poruszania. No i nie ma nic złego w byciu turystą na Kubie.
Ale ten kij ma dwa końce. Nie będziecie traktowani tak samo jak lokalsi, a to oznacza, że nie zawsze wpuszczą was do lokalnego autobusu czy czasami odmówią kursu lokalnym colectivo np między Hawaną a Pinar za 5CUC. Bo żeby wozić turystów trzeba mieć specjalne uprawnienia i nie każdy taksiarz zaryzykuje. Turystyczne colectivo które odjeżdżają z głownych stacji lub są załatwiane przez właścicieli Casas są jak najbardziej legalne i tutaj nie musicie się przejmować.
Moja rada?
Jadąc na Kubie wrzucić na luz, spodziewać się niespodziewanego i korzystać z każdej minuty.